czwartek, 17 maja 2012

W sezonie najlepsze!


Mój codzienny rynek - bez względu na porę roku. 

Wygląda na to, że będę się trochę wymądrzać. Ale ponieważ w coś tam wierzę i uważam, że trzeba propagować, więc nie mam wyjścia :) 


Wpis jest o tym, dlaczego powinniśmy jeść warzywa i owoce w sezonie, oraz dlaczego nie powinno się kupować wyżej wymienionych przywiezionych z 2 końca świata. Są oczywiście wyjątki, choćby cytrusy, które u nas nie rosną i podróżować muszą. Nikogo nie namawiam do rezygnowania z nich.

Kiedyś już wspomniałam, że w kwietniu nie jem truskawek, a w maju pomidorów. Generalnie staram się nie jeść świeżych owoców i warzyw poza sezonem. Np. malin lub fasolki szparagowej w styczniu.
Dla mnie to oczywiste, ale znam mnóstwo osób,  którzy na moje stwierdzenie, że jeśli truskawki to tylko mrożone, reagują głębokim zdziwieniem i generalnie moje czekanie na sezon w kraju, lub choćby w naszej części Europy uważają za fanaberię :)

Gdy byłam mała na pomidory, sałatę i letnie owoce czekało się pół roku i dłużej. Pamiętam te coroczne pierwsze razy. Pycha i święto prawie :) Pomidor miał smak, pachniał słońcem i nie przypominał tektury z wodą. Truskawki były słodkie, soczyste i miękkie. Nie wyglądały jak plastik, nie były twarde i bez smaku.
Dziś cieszymy się dostępnością świeżych warzyw i owoców cały rok. Nagle okazuje się, że bez pomidora nie da się przeżyć zimy, no bo co właściwie kłaść na kanapki? Tylko czy to jeszcze prawdziwe owoce? Smak, struktura, zapach, nie ten. Nie widzę sensu wydawania pieniędzy na coś co jest po prostu niedobre.

Oczywiście można kupić smaczne truskawki z Egiptu i maliny z Chile (piszę smaczne na podstawie opinii innych). Tylko, że owoce te zostały przywiezione w najlepszym razie z drugiego końca Europy, a w najgorszym, świata.
Owoc zerwany kilka dni (a może więcej) przed pojawieniem się w sklepie nie mógł być w pełni dojrzały, bo zepsułby się w transporcie. Im dłużej podróżuje tym więcej traci na smaku, wyglądzie, składnikach odżywczych (co ciekawe te truskawki z Egiptu wyglądają OK). Wymaga specjalnego opakowania chroniącego przez zniszczeniem, bo transport jest bardzo długi, więc w rezultacie zostaje po nim więcej śmieci. Owoce sprzedawane teraz, przywiezione z daleka, są zapakowane w plastik, mają wyściółkę z folii bąbelkowej itp. Lokalne truskawki kupione w sezonie zazwyczaj są w tekturowych pojemnikach.
Kolejna wada to tzw. food miles, czyli odległości, które są pokonywana w transporcie. Transport kosztuje oraz zanieczyszcza. (Dla zainteresowanych: kalkulator obliczający food miles dla danego produktu.)
Ogromna zaleta sezonowych owoców to cena - wiadomo, w sezonie taniej.
Dla mnie sezonowe znaczy smaczniejsze, świeższe, zdrowsze i tańsze.


Druga Połowa trochę śmieje się ze mnie i twierdzi, że świata nie zmienię. Wiem, że nie, ale lepiej mi z tym, że się do zanieczyszczania planety przyczyniam mniej. Tak już mam i tak staram się wychować swoje dzieci. Nicpoń prosi czasami o borówki lub melony podczas zakupów a ja cierpliwie mu tłumaczę, że jeszcze nie czas. Na pocieszenie kupuję mu owoce w puszce i robimy smoothie albo lizaki lodowe.

A krajowe truskawki u nas już się pojawiły!

Piękny wóz, prawda? 
P.S.
Idealnie by było, żeby te sezonowe owoce i warzywa były również lokalne. Powody jak wyżej, plus wsparcie dla lokalnej społeczności rolniczej/farmerskiej. Moja lokalna społeczność najwyraźniej ma się świetnie i wsparcia ode mnie nie potrzebuje. Raz w tygodniu w okolicy jest organizowany rynek produktów pochodzących od lokalnych producentów. Poszłam w ramach zwiedzania. Piękny był. Wszystko świeże, bez plastikowych opakowań i tony innych śmieci, wszystko ekologiczne, ale drogo, drogo, drogo!!! 3 razy drożej niż w sklepie. Dla mnie niestety nie do przejścia. Kupuję więc na moim rynku codziennym, pytam się skąd szparagi (z Hiszpanii, a to dziękuję, w supermarkecie mają krajowe), skąd czosnek (z Chin?!), ziemniaki do wyboru, krajowe lub z Cypru. Naprawdę nie jest łatwo kupować krajowe. W supermarkecie natomiast widziałam entuzjastyczny napis przy pięknych jabłkach “Obecnie w sezonie!” - kraj pochodzenia - Nowa Zelandia. Druga Połowa wkrótce zacznie marudzić, że jabłek już nie kupujemy ;)





2 komentarze:

  1. Znam ten wóz!! Piękny on zaprawdę. Ależ Ty mnie kusisz... muszę intensywnie pomyśleć o wizycie:-)
    N

    OdpowiedzUsuń